Rejsuj.pl jest społecznością skupiającą żeglarzy. Zapoznaj się z doświadczeniem żeglarskim swoich znajomych, obejrzyj zdjęcia i wideo z rejsów.
Rejsuj.pl to także największa multimedialna baza danych o jachtach.
Zaplanuj z Rejsuj.pl kolejny sezon i umów się na rejs ze znajomymi!

Twoja przeglądarka jest bardzo stara i wymaga uaktualnienia!


Załoga portalu Rejsuj.pl rekomenduje aktualizację Internet Explorera do najnowszej wersji.

Jak rzucić kotwicę cz. 2 - strategia

Data:  2011-07-25 18:58:39
Ocena:
Autor: Piotr Jabłoński   Żródło: http://www.whisper2.com/artykuly/jak-rzucic-kotwice-cz-2-strategia/
W poprzednim wykładzie ponudziłem o sprzęcie kotwicznym. Przejdźmy teraz do tajemnej sztuki kotwiczenia. Wybór miejsca w którym zarzucimy kotwicę nie jest sprawą trywialną. Najbezpieczniejszą strategią i gorąco przeze mnie polecaną jest stawanie w miejscach, gdzie kotwiczą już inne jachty.
Podpieramy się wtedy zbiorowym doświadczeniem innych jachtsmenów, którzy niejednokrotnie mają za pasem lata spędzone na morzu. Każdy z nas kryje jednak w głębi serca ambicję odkrywcy a postój w bezludnym zakątku przy dziewiczej plaży jest jednym z istotnych powodów dla których wypuszczamy się na morze. Czasem trzeba zdać się na własny rozum. Posiłkować się należy mapą, na której sprawdzone miejscówki oznaczone są różowymi kotwiczkami. Kotwicowiska można zgrubnie podzielić na trzy kategorie:

1. Takie na czas dobrej pogody. Najczęściej otwarte, płytkie zatoki, gdzie kotwiczyć można jedynie przy słabym wietrze lub gdy dmie od strony lądu. W strefie pasatowej, na przykład na Karaibach, wiatr niemal zawsze wieje ze wschodu, więc wyspy mają swoją bezpieczną, zawietrzną stronę. W takich warunkach nawet postój przy nieosłoniętej plaży będzie bezpieczny. W innych rejonach trzeba uważnie śledzić pogodę by nie dać się zaskoczyć i być gotowym do ucieczki gdy sytuacja ulegnie zmianie.

2. Osłonięte kotwicowiska to wszelkiego rodzaju zatoki osłonięte w mniejszym lub większym stopniu od strony morza. Chodzi przede wszystkim o ochronę przed falami, które potrafią uczynić postój nieznośnym i niebezpiecznym. Nawet skalista rafa ledwo wystająca z wody skutecznie powstrzymuje rozkołys, chociaż nie osłoni nas od wiatru.

3. Nory huraganowe (ang. hurricane holes) to głębokie zatoki, otoczone zewsząd lądem do których dostać się można jedynie wąskim przesmykiem. W tropikach często zaszyć się można w meandrach lasów namorzynowych i w takim zakamarku przetrwać nawet uderzenie tropikalnego cyklonu. Nierozważny żeglarz, który wybiera się w tropiki w sezonie huraganów powinien zawsze mieć na oku kilka takich potencjalnych kryjówek w niewielkiej odległości.

Aby dobrać odpowiednią kotwicę powinniśmy wiedzieć z jakim rodzajem dna mamy do czynienia. W przejrzystych wodach tropików sprawa jest stosunkowo łatwa, gdyż zazwyczaj widać dno przy głębokości poniżej 10m. Najlepiej wybierać piaszczyste łachy w których kotwica może łatwo się zagłębić i nie ma niebezpieczeństwa zahaczenia o skały lub przetarcia liny o rafy. Niestety w praktyce nie zawsze jest tak różowo. W dawnych czasach używano sondy-ołowianki. To prosty ciężarek na linie, podzielonej na sążnie (odcinki 1.8m) kolorowymi markerami, by ułatwić pomiar głębokości. W podstawie ciężarka znajdowało się wgłębienie, które smarowało się woskiem i gdy uderzył on o dno, piasek, muł, żwir lub kawałki wodorostów przyklejały się do niego. Oglądając te próbki żeglarz mógł ocenić, z jakim podłożem ma do czynienia. Dzisiejsze echosondy pozbawiły nas tej cennej informacji. Zawsze pozostają wiadomości zawarte na mapach, gdzie powinny być oznaczone rodzaje dna.

Po drugie musimy znać głębokość na jakiej znajdzie się kotwica gdy złapie (nie tą, na jakiej rzuciliśmy kotwicę ani na jakiej stoi jacht). Doliczyć musimy wysokość dziobu łódki i wziąć poprawkę na ewentualne pływy. Mając te wszystkie informacje możemy oszacować długość kabla kotwicznego jaką należy wydać. Przyjmuje się, że powinna to być przynajmniej trzykrotność głębokości, a im więcej tym lepiej. Chodzi o to, by łańcuch nie wyrywał kotwicy do góry tylko ciągnął pod jak najmniejszym kątem od dna. Oczywiście im więcej liny wydamy tym większy będzie okrąg po którym jacht będzie myszkował ryzykując zderzenie z innymi łódkami. Na domiar złego zazwyczaj nie wiemy, gdzie leżą kotwice naszych sąsiadów i trudno jest oszacować zakres ich ruchów. Osobiście, gdy mam zamiar spędzić noc na kotwicowisku lub udać się na ląd wydaję przynajmniej cztery razy więcej liny niż wynosi głębokość. Gdy zatrzymujemy się jedynie na chwilkę lub warunki są łagodne można się pokusić o krótszy łańcuch, z kolei przy silnym wietrze i dużej fali trzeba go wydać odpowiednio więcej.

Wreszcie po trzecie należy wziąć pod uwagę nachylenie dna w miejscu rzucenia kotwicy. Jeżeli stoimy dziobem do brzegu a dno stromo opada, kotwica wyrywana będzie pod większym kątem z kolei stojąc rufą do brzegu możemy pokusić się o krótszą linę, gdyż i tak będzie leżała płasko na stoku.

Jak więc wygląda ten manewr w praktyce? Według podręcznikowego schematu należy ustawić się w wybranym miejscu dziobem do wiatru, rzucić kotwicę i powoli wycofywać utrzymując dziób pod wiatr aż wydamy odpowiednią ilość łańcucha/liny. No fajnie, tylko, że Whisper w naturalny sposób ustawia się do wiatru rufą i wszelkie próby oduczenia go tego zachowania spełzły na niczym. Do tego, jak wiele jachtów z długim, klasycznym kilem nie potrafi pływać tyłem. Na wstecznym zaczyna zataczać koło i na prawdę trudno go opanować. Doszliśmy do tego, że kotwicę rzucaliśmy płynąc wolniutko z wiatrem, w ruchu wydawaliśmy linę (czasem trzeba się śpieszyć) a gdy kotwica złapała, naprężona lina obracała łódkę pod wiatr. Oczywiście na większej łódce jest to technika niebezpieczna i nie polecana. Przy zbyt dużej prędkości lina wyrywa knagi i kluzy z pokładu, kosi relingi i w ogóle sieje zniszczenie. Najważniejsze, by nie wywalić kotwicy, łańcucha i liny na jedną kupę, gdzie to wszystko się splącze w wielką kulę, tylko nieustannie przesuwać jacht i kłaść kabel delikatnie rozciągnięty na dnie. Na koniec zacinamy kotwicę dając całą wstecz i już mamy pewność, że postój będzie bezpieczny.

Ważna uwaga: kotwicę rzucamy Z DZIOBU! Żałosny nawyk wyrzucania jej z rufy to pokraczna karykatura tak zwanego cumowania Śródziemnomorskiego (ang. mediterranean mooring) kiedy to rzucamy kotwicę z dziobu i podchodzimy rufą do kei. Cumujemy rufą i wybieramy kabel kotwiczny by nie obijać się o nabrzeże. Mazurskie szuwary łatwiej jest jednak przebić dziobem stąd zwyczaj rzucania kotwicy z rufy i cumowania dziobem do brzegu. Jacht zakotwiczony dziobem ustawia się tą najbardziej opływową częścią pod wiatr i fale, stawiając najmniejszy opór żywiołom i tym samym wyrywa żelazo z dna z najmniejszą siłą. Szerokie rufy współczesnych łodzi działają jak ściana o którą rozbijają się fale zalewając kokpit a wiatr uderza w wielką powierzchnię. Jedynie szpicgaty w stylu sławnych jachtów Collina Archera nadają się do takiego manewru. Kotwica na rufie to obciach i wystawianie się na niebezpieczeństwo.

Myszkowanie

Kilka razy wspomniałem o zjawisku myszkowania jachtu na kotwicy. Na potrzeby niniejszego artykuliku będę tak nazywał wszelkie ruchy łodzi na jakie pozwala jej długość kabla. Jeśli rzuciliśmy jedną kotwicę łatwo przewidzieć, że łódka będzie mogła myszkować w obrębie okręgu o promieniu nieco mniejszym niż długość kabla kotwicznego (dokładnie równym pierwiastkowi z różnicy kwadratów długości kabla i głębokości).




W ściślejszym znaczeniu myszkowanie oznacza wahadłowy ruch jachtu w prawo i w lewo wywołany działaniem wiatru, który chce odrzucić dziób łodzi i przeciwdziałającym oporem kabla kotwicznego. Łódka odpada w lewo, kabel się napina, łańcuch podnosi z dna i szarpie dziób w prawo. Jacht ustawia się lewą burtą do wiatru i rozpoczyna podróż w prawo. Zjawisko to ma dwa negatywne skutki. Po pierwsze kotwica wyrywana jest z dna rytmicznymi pociągnięciami, po drugie taki myszkujący jacht może wpaść na sąsiednią łódkę. Generalnie jachty z długim kilem i niską burtą są mniej podatne na myszkowanie (kolejna zaleta "klasyków"). Użycie łańcucha poprawia sytuację w porównaniu z liną, podobnie prosiak stabilizuje jacht. Wreszcie można postawić malutki żagielek na ahtersztagu, który będzie działał jak lotka strzały i ustawiał jacht dziobem pod wiatr.


Nawigacja na kotwicowisku


Wpływając na kotwicowisko stajemy się bohaterami spektaklu czujnie obserwowanego przez stojących już tam żeglarzy. Zwyczajowa etykieta daje pierwszeństwo jachtom już zakotwiczonym i to my musimy dopasować się do zastanej sytuacji. Najważniejsze to nie poddać się presji i manewr przeprowadzić spokojnie, powoli i z rozwagą. Nie szybkość świadczy o klasie żeglarza tylko opanowanie i elegancja manewrów. Krzyki, przekleństwa i nerwowe bieganie po pokładzie nie świadczą o nas dobrze, natomiast czas poświęcony na wybór miejsca, czy kilkukrotne rzucanie kotwicy to szlachetne przejawy troski o jacht własny i sąsiadów. Należy wziąć głęboki oddech i poświęcić na manewry tyle czasu ile uznamy za stosowne. Kotwice i łańcuchy należy mieć przygotowane zawczasu a załogantów wtajemniczonych w plan manewru by uniknąć ambarasujących nieporozumień. Dobrze mieć również przygotowany plan awaryjny, gdyby na przykład kotwica nie złapała.

Zwrócić musimy uwagę na metody kotwiczenia sąsiednich jachtów i prawdopodobne położenie ich kotwic (mało kto używa bojrepów). Jacht stojący na linie będzie prawdopodobnie myszkował po większym obszarze niż ten na łańcuchu. Jeżeli sąsiedzi stoją na pojedynczych kotwicach róbmy tak samo. Dzięki temu łódki będą podobnie ustawiać się do wiatru i "ustępować" sobie miejsca gdy ten zmieni kierunek jak pokazuje to następujący rysunek.


Użycie dwóch kotwic

Rozpoczynamy kurs dla zaawansowanych. Rzucanie jednej kotwicy jak widać może być przedsięwzięciem skomplikowanym, jest to jednak dziecinna igraszka w porównaniu z zabawą z dwoma hakami. Dwie kotwice rzucamy po pierwsze by zwiększyć siłę z jaką jacht trzyma się dna, po drugie by ograniczyć jego obszar myszkowania na ciasnym kotwicowisku i po trzecie w sytuacji, gdy spodziewamy się zmiany kierunku wiatru lub prądu.

Zwiększenie siły trzymania

Na zdrowy rozum dwie kotwice powinny trzymać dwa razy mocniej. Jednak, gdy zarzucimy je na osobnych kablach siła trzymająca jacht nie będzie zwykłą sumą sił trzymania kotwic lecz ich sumą wektorową, czyli zależną od konta pomiędzy dwoma kablami. Im ten kąt będzie większy tym siła mniejsza. Paradoksalnie jeśli rzucimy kotwice pod kątem większym niż 120 stopni, każdą z nich wyrywać będziemy z większą siłą niż pojedynczą kotwicę. Dopiero kotwice leżące obok siebie z kablami biegnącymi równolegle zapewnią nam podwójną siłę trzymania. Poniższy rysunek w nieporadny sposób próbuje tą sprawę wyjaśnić. Czerwone strzałki to siły z jakimi wyrywane są kotwice, zielona pokazuje siłę z jaką jacht jest trzymany.

Dodatkową słabością techniki z dwoma kablami jest ryzyko poplątania łańcuchów gdy łódka okręci się wokół własnej osi. Zdarza się tak często w bezwietrzną pogodę. Zanim wyciągniemy kotwice musimy jacht odkręcić do oryginalnej pozycji, co przy tężejącym wietrze może okazać się bardzo trudne.



Lepszym rozwiązaniem jest zamocowanie dwóch kotwic w tandemie na jednym kablu. Drugą kotwicę przyszeklowujemy do łańcucha kilka metrów powyżej głównej kotwicy. Możemy ewentualnie przed kotwicę główną dopiąć odcinek łańcucha zakończony drugą kotwicą. Taki układ działa podobnie do kotwicy z prosiakiem i jest niezwykle skuteczny. Badania US Navy dowiodły, że układ w tandemie może dać nawet o 30% większą siłę trzymania niż suma sił wytwarzanych przez te same kotwice w pojedynkę.



Ograniczenie ruchów jachtu


Nie trzeba być wielkim myślicielem, by zrozumieć, że łódź stojąca na dwóch kotwicach może się poruszać jedynie po części wspólnej wspomnianych okręgów myszkowania. Ograniczenie będzie tym większe im bardziej wybierzemy kable kotwic do momentu, gdy oba będą napięte a łódka nie będzie mogła ruszyć się z miejsca. Niestety jest to jednocześnie układ w którym na kotwice, będzie działała największa siła gdyż kąt między kablami bliski będzie 180 stopni.


Zmiany kierunku wiatru

Gdy spodziewamy się dramatycznej zmiany kierunku wiatru (co ma na przykład miejsce podczas przechodzenia tropikalnych cyklonów lub naszych wirujących sztormów) możemy przygotować się stając na jednej kotwicy w miejscu odpowiednim do panujących warunków a następnie rzucić drugi hak (przestawiając w tym celu jacht lub wywożąc go na dingi) tak, aby po odkrętce przejął rolę naszej kotwicy głównej. W tym scenariuszu stoimy niejako na pojedynczej kotwicy, a druga nie powinna pracować do momentu zmiany kierunku wiatru.

Techniki z dwoma kotwicami


1. Kotwiczenie w stylu Bahamskim (ang.Bahamian moor)


Archipelag wysp Bahama to usiana rafami plątanina małych wysepek i piaszczystych płytkich zatok. Występują tam zmienne prądy pływowe osiągające nieraz znaczną prędkość a miejsca jest niewiele więc jacht trzeba skutecznie unieruchomić. W tym celu rzucamy główną, dużą kotwicę od strony morza. Będzie ona nas chroniła przed zdryfowaniem na brzeg, a spadek dna dodatkowo ułatwi jej zadanie. Drugą, mniejszą kotwicę rzucamy od strony brzegu (również z dziobu) i przyciągamy się na niej żeby nie mieć daleko na plażę. Kable rozchodzą się pod kątem niemal 180 stopni. W tym układzie nawet jeśli mniejsza kotwica puści najwyżej odsuniemy się od brzegu.

2. Kotwica z rufy

Podobny układ do Bahamskiego, z tą różnicą, że mniejsza kotwica rzucona jest z rufy. Tak kotwicząc w największym stopniu ograniczamy ruch jachtu, który nie może się nawet kręcić wokół własnego dziobu. Przydatny trik na ciasnym kotwicowisku ma jednak zasadniczą wadę. Unieruchomiona łódka nie może ustępować wiatrowi obracając się dziobem pod wiatr. Przy wietrze z burty na jacht wywierany jest straszliwy nacisk a fale atakują z boku co może prowadzić do dramatycznego rozkołysania łodzi.

3. Hamerlok (ang. hammerlock moor)

Ten zapaśniczy termin oznacza w anglosaskiej terminologii ciekawą taktykę polegającą na rzuceniu normalnie kotwicy głównej, a następnie mniejszej kotwicy na znacznie krótszym kablu. Dodatkowa kotwica, ze względu na krótki kabel nie będzie w stanie porządnie złapać, ale wlekąc się po dnie znacznie ograniczy myszkowanie jachtu. Gdy silny wiatr zmieni nagle kierunek mniejsza kotwica zostanie przewleczona w nowe miejsce, przy czym jacht nadal będzie bezpiecznie stał na głównym haku, natomiast w lekkich podmuchach łódka przytrzymywana będzie w miejscu małą kotwicą. Dodatkowo przy silnym zafalowaniu technika hamerlok znacznie łagodzi rozkołys jachtu, czym znacznie zmniejsza udarowe szarpnięcia głównej kotwicy.

Trzy i więcej kotwic

Pomysł stawania na trzech albo i większej ilości kotwic może wydawać się grubą przesadą. No cóż, tropikalne huragany również są grubo przesadzonym zjawiskiem pogodowym. Żeglarze z Nowego Świata ze względu na swoje cyklonowe doświadczenia są niewątpliwymi specjalistami od sztormowego kotwiczenia. Tropikalny sztorm po pierwsze wieje z potworną siłą a na domiar złego po przejściu oka cyklonu wiatr dramatycznie zmienia kierunek. W tej sytuacji po pierwsze wydaje się bardzo długie kable kotwiczne - dziesięciokrotność głębokości wcale nie będzie przesadą. Po drugie napór wiatru i tak podniesie cały łańcuch z dna i jego amortyzujące działanie zniknie. Z tego powodu należy zaopatrzyć się w potężne amortyzatory. W tym ekstremalnym wypadku kabel złożony z łańcucha i nylonowej liny okazuje się lepszym rozwiązaniem.

Kotwice wykładać można promieniście z dziobu, tworząc wachlarz w kierunku przewidywanego wiatru lub zastosować technikę zwaną muringiem gwiaździstym (and. star mooring). Układa się trzy lub więcej kotwic na okręgu, w centrum którego chcemy zakotwiczyć (największa kotwica od strony, z której spodziewamy się najsilniejszego wiatru) i ich łańcuchy łączymy tuż przy dnie. Dobrze w tym miejscu dodatkowo zawiesić prosiaka. Z tego węzła odchodzi dopiero lina, którą knagujemy na jachcie. Kotwice trzeba zaopatrzyć w bojki, by można je było jakoś wyłożyć i potem odzyskać. Układ taki trzyma z ogromną siłą, ale jak widać nie jest łatwy w konstrukcji.

Osobiście przygotowywałem się na taką okoliczność tylko raz, oczekując nadejścia huraganu Noel w Nowym Jorku. Stojąc na 4m głębokości wyłożyliśmy wtedy dwa haki w tandemie: kotwicę Fortess połączoną 8m łańcucha z Brucem od którego odchodziło 12m łańcucha i 20m liny. Na drugim kablu, pod kątem 60 stopni do pierwszego, Deltę z 12m łąńcucha i 30m liny. Na szczęście Noel przeszedł bokiem i nie musieliśmy sprawdzać skuteczności tego układu. Szykując się do huraganu trzeba wziąć poprawkę na pływ sztormowy, który może podnieść poziom wody o kilka metrów. Wymaga to wydania odpowiednio większej długości kabla. Trzeba również szczególnie uważnie zabezpieczyć liny przed przetarciem, zdjąć żagle i wszelkie ruchome elementy z pokładu (np. bom), zabrać dokumenty i kosztowności i udać się do bezpiecznego schronienia na lądzie.


Co jeszcze?

Na zakończenie drobna uwaga o oznakowaniu. Polska szkoła żeglarstwa jest zadziwiającą mieszaniną szuwarowej praktyki mazurskiej i wyczytanych w przepisach wymogów wprowadzonych z myślą o wielkich kontenerowcach. Widać to szczególnie w przywiązaniu żeglarzy do wywieszania kuli - wymaganego znaku statku stojącego na kotwicy. Nie łatwo rozpoznać, czy tankowiec unoszący się na morzu kilka mil od brzegu jest w drodze, czy stoi na kotwicy, stąd zwyczaj wywieszania kuli. W przypadku jachtów na kotwicowisku raczej trudno się pomylić, gdyż podpływamy do nich na tyle blisko, że łańcuch kotwiczny zwieszający się z dziobu jest doskonale widoczny. Praktyka na świecie potwierdza to zdroworozsądkowe podejście i kule wywiesza jedynie mały procent żeglarzy (nie, żebym zachęcał do łamania przepisów, ale uważam, że jest wiele ważniejszych spraw niż kula).

Jeśli chodzi o światła kotwiczne to znowu przepisy wymagają, by światło widoczne było z odległości co najmniej dwóch mil gdyż tyle miejsca potrzebują duże statki by wyminąć przeszkodę. W tym celu montuje się je na topie masztu. Prowadzi to do tego, że wpływając do zatłoczonej jachtami zatoki nie jesteśmy w stanie określić położenia łódek, gdyż jedyne co widzimy to światła bujające się gdzieś wysoko na niebie. Znacznie praktyczniejsze jest światło zawieszone nisko nad pokładem, tak aby oświetlało sylwetkę jachtu. Najlepiej stosować światło kotwiczne w połączeniu ze światłem pokładowym zamontowanym pod salingiem, ale na to pozwolić sobie mogą jedynie duże jachty dysponujące sporym zapasem prądu.

Na tym zakończę ten nużący, ale mam nadzieję pouczający wykład. Uzbrojeni w odpowiedni sprzęt i wiedzę możemy śmiało wyruszać na egzotyczne morza by zdobywać trzeci niezbędny atut dobrego żeglarza - doświadczenie. Czego wszystkim serdecznie życzę.

P.S. Bogate informacje na temat kotwiczenia (niestety po angielsku) można znaleźć na następujących stronach:

Anchoring - obszerny wykład od podstaw w czterech częściach

Anchors and Anchoring - 6 artykułów z Brytyjskiej strony

Anchoring Basics -artykuł ze strony "Ottawa River Sailing Page"

Anchors - artykuł doświadczonych kruzerów Jane i Kpt. Toma Service

Advanced Anchoring Techniques -znakomity artykuł napisany przez starego wilka morskiego Kpt. Franka Laniera

Protecting Your Boat in a Hurricane
- porady, jak przetrwać huragan ze strony BoatSafe.com

Anchoring and Mooring - indeks stron poświęconych tematyce kotwiczenia

Zobacz także:

Zobacz ofertę rejsów na sezon
15
Lis
2025
Labrador
Kategoria: szanty
Warszawa