Jak rzucić kotwicę cz. 1
Data: 2011-07-16 19:13:28
Autor: Piotr Jabłoński Żródło: http://www.whisper2.com/artykuly/jak-zarzucic-kotwice-cz-1/
Kotwiczenie to temat bez dna. Sprawa notorycznie bagatelizowana przez polskich żeglarzy i praktycznie nie istniejąca w naszym programie edukacji żeglarskiej (a raczej tym, co po nim zostało po anihilacji szkoleń na wyższe stopnie, ale to temat na inny artykuł).
Ten opłakany stan rzeczy po części wynika z pozornej prostoty zagadnienia ( rzuca się kotwicę i już) a w dużej mierze z charakterystyki naszych bałtyckich wód. Polskie wybrzeże, a i Bornholm i w ogóle żeglarskie okolice naszego kraju oferują bardzo mało miejscówek odpowiednich do kotwiczenia. Nasze wybrzeże to praktycznie 500 kilometrowa plaża pozbawiona zatok i komfortowych miejsc schronienia. Dodajmy do tego zmienne i częstokroć srogie warunki pogodowe a nie będzie dziwnym fakt, że polscy żeglarze bardzo rzadko mają okazję praktykować ten manewr a co za tym idzie nie poświęcają sprawom kotwiczenia większej uwagi i nie zbyt dociekliwie pogłębiają swoją wiedzę w tym temacie. Czasy się jednak zmieniają, coraz częściej wypuszczamy się na dalekie wody lub czarterujemy łódki w odległych zakątkach globu, gdzie kotwica nie raz okazuje się równie ważnym orężem w arsenale żeglarza co żagle i cumy. Z tego względu postanowiłem podzielić się swoim bogatym doświadczeniem w tej materii (nie ma to jak odrobina narcyzmu na internetowym forum ;) )
Jak uważni czytelnicy naszych relacji zapewne zauważyli podczas wielomiesięcznych wojaży Whisper praktycznie nigdy nie wchodzi do portów, z przyczyn finansowych jak i bardziej prozaicznych - braku marin w wielu odległych zakątkach świata. Prawda jest taka, że uprawiając "kruzing" mniej więcej 80% czasu spędza się na kotwicy. Przewidując taki scenariusz musieliśmy, podobnie jak niezliczona rzesza "kruzerów" przed nami przygotować tak jacht, by po rzuceniu "haka" stawał się bezpiecznym domkiem na wodzie, żebyśmy mogli spokojnie spać, wyruszać na wielogodzinne wycieczki po nieznanych lądach i nie martwić się nieustannie, czy łódka jeszcze stoi tam, gdzie ją zostawiliśmy. Można to osiągnąć kombinacją odpowiedniego sprzętu, znajomości rozlicznych trików i wreszcie doświadczeniem, które nabywa się z czasem. Zacznijmy więc od sprzętu.
Kotwice
Zapewne każdy żeglarz zdaje sobie sprawę z różnorodności kotwiczego rodzaju. Jak wybrać wśród mnogości kształtów, producentów i modeli? Aby uprzedzić pytanie cisnące się na usta od razu zaznaczę, że nie ma "najlepszej" kotwicy. Każdy model ma swoje wady i zalety, inną charakterystykę pracy i powinien być stosowany ze zrozumieniem tych niuansów w odpowiednich okolicznościach. Można z grubsza powiedzieć, że kotwice przede wszystkim różnią się rodzajem dna do którego zostały zaprojektowane, siłą trzymania, łatwością łapania i charakterem wleczenia.
By sprawę nieco rozjaśnić prześledźmy hipotetyczny scenariusz kotwiczenia.
1. Łapanie (ang. setting)
Jest to okres od wrzucenia kotwicy do wody do momentu gdy ta zdoła zagrzebać się w dnie i złapie. Najczęściej kotwice opisuje się podając w procentach prawdopodobieństwo złapania kotwicy, im większa szansa tym lepiej. Można też wnioskować, że kotwica która lepiej łapie będzie krócej wlekła się po dnie szukając zahaczenia a tym samym staniemy bliżej miejsca w którym zarzuciliśmy haka.
2. Trzymanie (ang. holding)
Gdy kotwica już złapie, czyli zakopie się w dnie utrzymywać będzie jacht w miejscu do momentu, gdy siła wywierana na linę kotwiczną nie przekroczy jej maksymalnej siły trzymania. Parametr ten jest chyba najważniejszym współczynnikiem opisującym kotwicę, podaje się go w Kg lub Lbs. Oczywiście im większa siła trzymania tym lepiej, tym większy napór wiatru jacht jest w stanie przetrwać na kotwicowisku. Warto dodać, że siła trzymania zależy w równym stopniu od modelu i wielkości kotwicy jak i rodzaju dna i porównywalne są jedynie wyniki uzyskane w tych samych warunkach.
3. Wleczenie (ang. dragging)
Gdy wiatr tężeje i siła z jaką jacht ciągnie linę kotwiczną przekroczy jej możliwości trzymania kotwica się zrywa i zaczyna wlec po dnie. Różne kotwice zachowują się różnie w tej sytuacji. Jedne będą na podobieństwo pługa ryć długą bruzdę w dnie i wciąż stawiały znaczny opór, gdy inne wyskoczą z dna i wlec się będą nie stawiając żadnego oporu. Ważna będzie również zdolność kotwicy do ponownego złapania, szczególnie w przypadku, gdy wiatr zmieni nagle kierunek wyrywając kotwicę z dna.
Przejdźmy więc do krótkiej charakterystyki dostępnych rodzajów kotwic
Kotwica Admiralicji
Klasyczna kotwica z dawnych czasów obecnie praktycznie nie spotykana na jachtach. Trzyma dosyć słabo ze względu na stosunkowo małą powierzchnię łopat (by dorównać współczesnym konstrukcjom musi być około dwukrotnie cięższa) i jest bardzo nieporęczna w przechowywaniu na łódce. Ma jednak swoją niszę. Pozostaje najlepszym wyborem gdy kotwiczyć musimy na kamienistym dnie lub w straszliwie wybujałych wodorostach. Jej długie łapy potrafią zaczepić się o kamienie lub przebić przez zielsko łatwiej niż dzisiejsze, bardziej kompaktowe konstrukcje. Dla twardzieli wybierających się na wody północy. Kotwica Herreshoffa to składana odmiana tego modelu. Można ją rozebrać na trzy kawałki i wrzucić do zęzy na czarną godzinę.
Kotwica CQR
Podstawowa kotwica kruzerów od dziesięcioleci. Kotwica dosyć uniwersalna, ciężki pług jest w stanie przebić się przez ewentualne wodorosty a masywna konstrukcja nie powygina się zaczepiona o kamienie. CQR średnio łapie, średnio trzyma a wleczona ryje bruzdę w dnie stawiając stabilny opór. W przypadku zmiany kierunku wiatru, dzięki zawiasowi trudniej ją wyrwać z dna, jednak przy dramatycznej zmianie kierunku wyrywana jest z podłoża i musi ponownie złapać, co oczywiście zajmuje kilka metrów. Ogólnie rzecz biorąc sprawdzony średniak na każdą okazję. Ma przykry zwyczaj przytrzaskiwania palców zawiasem gdy się ją nieuważnie dzierży w dłoniach.
Delta
Delta to współczesna wersja kotwicy pługowej. Przypomina CQR pozbawioną zdradzieckiego zawiasu. Zachowuje się również podobnie, jednak dzięki sumie drobnych optymalizacji trzyma zauważalnie mocniej niż poprzedniczka. Obracana również wyskakuje z dna i musi złapać ponownie. Dzięki ostremu szpicowi, który jest dodatkowo obciążony z łatwością przebija się przez wodorosty i jest w stanie wkopać się w żwir. Mój osobisty wybór ze względu na doskonały stosunek ceny do siły trzymania i prostą, solidną konstrukcję.
Bruce
Kotwica Bruce'a ma niewątpliwie wiele zalet. Niezwykle szybko i niezawodnie łapie a okręcana nie wyskakuje z dna tylko przekręca się wkopana w ziemię. Ze względu na taką charakterystykę jest to znakomita kotwica do wszelkiego rodzaju manewrów, gdy musimy łódkę szybko zatrzymać, sciągnąć z mielizny itp. Niestety trzyma zdecydowanie słabiej niż inne modele (w piasku i mule nawet dwukrotnie słabiej niż CQR o tej samej masie). Dodatkowo szeroka łopata nie jest w stanie przebić się przez wodorosty i kotwica po zarośniętym dnie może się po prostu ślizgać. Jak widać jest to dobra kotwica ale pamiętać trzeba, by zaopatrzyć się w odpowiednio większą niż konkurencyjne modele sztukę.
Danforth
Kotwica Danfortha opracowana została w latach trzydziestych na potrzeby hydroplanów. Samoloty lądujące na wodzie potrzebowały kotwic, które będą jak najlżejsze i nie mogły sobie pozwolić na dźwiganie wielkich kotwic admiralicji. Dzięki poprzecznemu prętowi Danforth układa się płasko na dnie a wielkie łapy wbijają się w piach. Duża powierzchnia trójkątów zagrzebanych w dnie stawia wielki opór, jednak jest to konstrukcja sprawdzająca się jedynie na piaszczystym dnie lub w mule. Lekkie łopaty nie są w stanie przebić się przez wodorosty a mała masa kotwicy powoduje, że rzucona z płynącego jachtu potrafi "szybować" w wodzie jak latawiec. Podobnie nie nadaje się na kamienie a w przypadku wyrwania kamień, muszla czy gałąź potrafi utknąć między łapami a trzonem i unieszkodliwić taką wywróconą "na plecy" kotwicę. Gdy jednak zakopie się w piachu nie ma na nią mocnych (testowana na piaszczystym i mulistym dnie jest ponad 4 krotnie silniejsza niż dwa razy cięższy CQR). Na Whisperze woziliśmy kotwicę Fortress FX23, czyli współczesną, aluminiową wersję Danfortha. Jej zaletą jest mniejsza masa, co ma sens, gdyż siła generowana jest tutaj powierzchnią łopat a nie ciężarem. Poddana dużym siłom kotwica ta zagrzebuje się coraz głębiej w dno i zdarzało się, że trzeba było po nią nurkować i wykopywać z piachu, gdyż nad dno wystawał jedynie łańcuch i z łódki nie dało się jej ruszyć.
Drapak
Drapak nie nadaje się do niczego poza zdobywaniem murów wrogich zamczysk… a serio to specjalistyczna kotwica używana właściwie tylko na małych łódkach i pontonach. W piachu trzyma beznadziejnie, jednak świetnie potrafi chwycić za podwodne skały, gałęzie czy wrak. Nie można zapomnieć o bojrepie, żeby kotwicę jakoś odhaczyć. Drapak przydać się może w różnych nieprzewidzianych sytuacjach, gdy na przykład główna kotwica się gdzieś zaplącze i trzeba np. podnieść podmorski kabel, czy łańcuch by ją uwolnić. Na ponton zalecana jest wersja składana jak parasol, gdyż normalna stworzona została w celu przebijania nadmuchiwanych komór pontonu. Niezastąpiona przy abordażu.
Istnieje jeszcze wiele kotwicznych wynalazków, którymi nie będę się tutaj zajmował, gdyż nie miałem z nimi do czynienia. Wiele nowoczesnych kotwic jest po prostu strasznie drogich i z tego powodu niepraktycznych dla rozsądnego żeglarza mimo swoich świetnych parametrów (np. Spade, Rocna czy dziwaczna Bulwagga). Dodam, że o skuteczności kotwicy decydują niezauważalne gołym okiem niuanse konstrukcji, do których producenci dochodzą w wyniku wieloletnich i kosztownych badań. Warto zainwestować w markowy produkt, gdyż pozornie identyczne podróbki mogą mieć zaskakująco słabsze parametry (widać to na przykład przy porównaniu różnych wersji kotwicy Danfortha).
Gdy zdecydujemy się na rodzaj kotwicy należy dobrać jej wielkość odpowiednio do rozmiarów jachtu. Producenci zazwyczaj udostępniają tabele zgodnie z którymi można dokonać wyboru, ale zazwyczaj szacunki tam przedstawione są nieco optymistyczne i przedstawiają warunki typowe (wiatr do 7B). W długim rejsie prędzej czy później napotkamy sytuację nietypowo trudną i zbyt mała kotwica może okazać się wtedy gwoździem do trumny. Z kolei zbyt duża kotwica jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Wiele współczesnych jachtów posiada żenująco wysokie wolne burty i co za tym idzie stawia wielki opór wiatrowi szarpiąc kotwice ze znaczną siłą. Klasyczne łodzie są pod tym względem znacznie lepsze. Z grubsza szacuje się, że kotwice pługowe powinny mieć przynajmniej 1kg masy na metr długości jachtu, Bruce nieco więcej, Danforth 0.5kg na metr a kotwica admiralicji 2kg na metr (w warunkach "typowych"!). Dla Whispera wybraliśmy Fortress FX23 czyli o dwa "numery" za dużą, sugerowaną dla jachtów 12-14 metrowych, na piaszczyste zatoki Karaibów, Deltę 35lb (jachty 12-15m) niezawodną w zimnych wodach Norwegii i Bruce'a (Lewmar Claw) 7.5 kg (dla jachtów 9-10m czyli w sam raz) jako pomocniczą kotwicę gdy trzeba się dodatkowo zabezpieczyć. Podsumowując, gdy wybieramy się w daleki rejs należy zaopatrzyć się w kilka kotwic o różnej konstrukcji i używać ich w zależności od napotkanych warunków i rodzaju dna.
Są wyznawcy szkoły "kotwicy sztormowej", którzy na co dzień używają kotwicy skromnych rozmiarów, łatwej w obsłudze, żeby się zbytnio nie spocić wyciągając ją z wody, jednocześnie wożą w czeluściach zenzy wielką kotwicę "na czarną godzinę", którą zarzucają gdy oczekują potężnego lania. Osobiście nie popieram tej praktyki, gdyż warunki na morzu jak wiadomo są zmienne i nie ma co ryzykować niespodzianki, gdy nagły szkwał znosi nas na brzeg, silnik właśnie odmówił posłuszeństwa a my grzebiemy w puszkach z fasolą szukając sztormowej kotwicy, którą pół roku temu gdzieś tam wrzuciliśmy. Duża kotwica to spokojny sen.
Kabel kotwiczny
No dobra mamy już kotwicę ale trzeba ją przecież połączyć jakoś z jachtem. Są dwie możliwości: łańcuch i krótki łańcuch przedłużony liną. Żeglarze przywiązujący kotwicę od razu do liny to niedzielni turyści, którzy nie mają pojęcia o przygodach na morzach południowych najeżonych rafami i prędzej czy później zostaną przykładnie ukarani przez matkę naturę (sam byłem takim głuptasem w młodzieńczych latach).
Łańcuch
Łańcuch jest świetny. Odporny na przetarcia o podmorskie skały, ostre jak brzytwa rafy a do tego ciężki. Ma to zasadniczy wpływ na zachowanie jachtu na kotwicy. Otóż łańcuch ze swej natury nie lubi pływać. Dlatego, w bezwietrzną pogodę ciągnie się z jachtu prosto na dno i po dnie poziomo do kotwicy. W miarę jak wiatr tężeje coraz większy jego odcinek podnoszony jest z dna i biegnie ukosem do jachtu. Tak więc łódka może myszkować jedynie wokół miejsca w którym łańcuch odrywa się od dna, a promień jej ruchu zależy od siły wiatru.
Dla porównania jacht zakotwiczony na linie będzie poruszał się po okręgu o promieniu niemal równym długości liny nawet przy słabym wietrze. Różnicę widać szczególnie na spokojnym kotwicowisku przy słabiutkim i zmiennym wietrze, gdy łódź na łańcuchu praktycznie stoi w miejscu a ta na linie dryfuje w promieniu kilkunastu/kilkudziesięciu metrów od swojej kotwicy.
Siła trzymania kotwicy w wielkim stopniu zależy od kąta pod jakim wyrywana jest z dna. Według Royal Navy Admiralty Manual of Seamanship Vol.2 gdy kąt pod jakim wyrywana jest kotwica osiągnie 10 stopni jej siła trzymania zredukowana zostaje do 60%, przy 15 stopniach, do zaledwie 40%. Jeżeli kotwica zaczepiona jest do łańcucha niemal zawsze siła przyłożona będzie równolegle do dna, czyli pod najkożystniejszym kątem. Dodatkowo łańcuch hacząc o dno wspomaga działanie kotwicy.
Łańcuch ma jednak i wady. Przede wszystkim jest strasznie ciężki, niemal zawsze wymaga windy kotwicznej a do tego składowany jest zazwyczaj na samym dziobie jachtu. Mała łódka z takim ciężarem na dziobie zachowuje się jak łódź podwodna przystępująca do zanurzenia a nawet gdy zrównoważymy ją dociążając rufę, rozkład masy na końcach kadłuba powoduje, że jacht na fali buja się jak huśtawka. Drugi kłopot wynika z faktu, że łańcuch jest nierozciągliwy i wszelkie szarpnięcia przenoszone są bezlitośnie na łódkę wyrywając windy kotwiczne i wszelkie urządzenia pokładowe do których łańcuch jest zaczepiony. Co prawda istnieje wspomniany mechanizm unoszenia łańcucha z dna, który łagodzi szarpnięcia ale jest tak jedynie do momentu, gdy wiatr stężeje na tyle by podnieść łańcuch całkowicie. Potrzeba do tego zaiste silnego zefiru ale może się tak zdarzyć. By zamortyzować szarpnięcia najlepiej przywiązać kilkumetrowy kawałek rozciągliwej, nylonowej liny (oczywiście odpowiedniej grubości) w sposób przedstawiony na rycinie. Jeżeli posiadamy windę kotwiczną (przy stosowaniu jedynie łańcucha jest to w praktyce konieczne ze względu na ciężar) ogniwa łańcucha muszą być dopasowane do orzecha windy. Wymagany jest specjalny łańcuch kotwiczny z krótkimi ogniwami i nawet małe niedopasowanie będzie powodowało ześlizgiwanie się łańcucha z windy lub jego zakleszczanie.
Lina z łańcuchem
Jak wspomniałem kotwicę z liną należy połączyć odcinkiem łańcucha. Jest to niezbędne by zapobiec przetarciom miękkiej liny na skałach i rafach oraz by w jak największym stopniu wywołać opisane powyżej zbawienne skutki użycia łańcucha, czyli korzystny kąt siły działającej na kotwicę i opór samego łańcucha o dno. W praktyce najlepiej oszacować na jakiej najmniejszej głębokości będziemy kotwiczyć i dać cztery razy tyle łańcucha (na Whisperze mieliśmy 12m). Czyli na ekstremalnie płytkim kotwicowisku i tak wydamy cały łańcuch a na pokładzie będziemy mogli wygodnie zaknagować miękką linę.
Wybór liny jest jednoznaczny. Nadaje się do tego celu wyłącznie lina nylonowa(poliamidowa), 3-pokrętkowa, ze względu na swoją elastyczną naturę dzięki czemu amortyzuje ruch łódki. Liny dakronowe/poliestrowe jak i wszelkie spectry i tym podobne wynalazki to tak zwane liny statyczne, nierozciągliwe, świetne na szoty i fały ale beznadziejne na linę kotwiczną. Można rozważać linę polipropylenową ze względu na cenę, jednak ma ona znacznie mniejszą wytrzymałość, więc musi być grubsza, słabo się rozciąga a co gorsza pływa, więc z entuzjazmem wplątuje się w śruby przepływających łódek i naszą własną. Aby połączyć linę z łańcuchem najlepiej wpleść ją w ogniwa łańcucha na długości około pół metra. Splot taki ma dużo większą wytrzymałość niż jakieś ucha i szekle i pozostaje smukły i mniej skory do zahaczenia się o podwodne przeszkody.
Grubość zarówno liny jak i łańcucha należy dobrać odpowiednio do kotwicy korzystając z tabeli producenta kotwicy, w której podaje jej maksymalną siłę trzymania. Łańcuch i lina muszą być oczywiście co najmniej tak wytrzymałe. (częstokroć producenci podają również zalecane średnice lin kotwicznych i łańcuchów). W konfiguracji z liną można używać dowolnego łańcucha o wystarczającej wytrzymałości ale ze względów bezpieczeństwa lepiej unikać tych przeznaczonych do wiązania psów, krów itp. Na Whisperze używaliśmy łańcucha transportowego ze stali HT (o podwyższonej wytrzymałości).
Krętlik Jest to dodatkowy elemencik wstawiany pomiędzy kotwicę a łańcuch dzięki któremu łańcuch pozostanie zawsze prosty i nie poskręca się w wielką gulę stali a lina nie zacznie się rozplatać dlatego, że łódka wykonała przy bezwietrznej pogodzie kilka piruetów. Niestety krętlik często jest piętą achillesową całego systemu i należy dobrać największy, jaki jesteśmy w stanie zamontować. My nie mieliśmy tego bajeru i owszem po pewnym czasie lina kotwiczna zaczęła się rozplatać i trzeba ją było skręcać.
Bojrep
Bojrep to lina łącząca piętę kotwicy (czyli jej koniec przeciwny do tego, do którego przyczepiony jest łańcuch) z bojką pływającą po powierzchni. Ma dwa zadania: po pierwsze wskazuje położenie kotwicy co pozwala innym żeglarzom planować odpowiednio swoje manewry i uniknąć poplątania lin kotwicznych, i po drugie umożliwia wyrwanie kotwicy, która zahaczyła się o podwodną przeszkodę. Kotwica wyciągana za bojrep odwraca się "do góry nogami" i odczepia od przeszkody. Jest to również przydatne rozwiązanie, gdy rzucamy drugą kotwicę, wywożąc ją w pożądane miejsce na dingi. Wywalenie zwoju łańcucha i kotwicy z małej łódki może zakończyć się nieszczęśliwie, a tak możemy kotwicę powolutku opuścić na bojrepie. Dodatkowo, jeśli nadejdzie czarna godzina i nie mogąc wybrać kotwicy będziemy w straszliwych warunkach musieli zostawić ją razem z kablem i uciekać, możemy później wrócić i odzyskać nasze cenne skarby.
Prosiak
Prosiak to odważnik zawieszany na łańcuchu kotwicznym mniej więcej w połowie długości kabla kotwicznego. Ma on za zadanie obciążać kabel i zmniejszać kąt pod jakim kotwica wyrywana jest z dna oraz wlokąc się po dnie zwiększać siłę trzymania całego zestawu. Prosiak powinien ważyć co najmniej tyle co kotwica. Można go przyszeklować do łańcucha podczas opuszczania kotwicy jednak zajmie to dużo czasu, ryzykuje się upuszczenie ciężaru do wody no i potem trzeba wyciągnąć to wszystko z dna. Lepiej jest prosiaka przyczepić do dużej szekli opasującej kabel kotwiczny (dostępne są specjalne sanki gładko jeżdżące po łańcuchu), dowiązać do ciężarka linę, którą będziemy go wyciągać i regulować położenie na łańcuchu i zsunąć po kablu na żądaną głębokość. Jeśli nie mamy odpowiedniego ciężarka można przewlec łańcuch kotwiczny przez rączkę stalowego wiadra, wypełnić je kamieniami i zsunąć zamiast prosiaka.
Omówiliśmy zagadnienia sprzętowe. W następnym odcinku opowiem o różnych strategiach kotwiczenia, jak się do tego zabierać i na co uważać C.D.N…
P.S.
Swoich uwag na temat kotwic nie wyssałem z palucha ani nie opieram na opowieściach znajomych czy obserwacji podczas weekendu w Chorwacji tylko na wielu testach przeprowadzanych przez zagraniczne magazyny żeglarskie, Straż Wybrzeża i inne zainteresowane instytucje. Znakomite badania przeprowadziła US Sailing Foundation w 1995 roku (dostępne
tutaj). Obszerny test magazynu Practical Sailor
tutaj. Cztery testy (oczywiście korzystne dla siebie bo przeprowadzone na piasku i mule) publikuje firma Fortress Marine Anchors
tutaj. West Marine przy współpracy z magazynami Sail i Yachting Monthly przeprowadziło test w 2006 roku, którego wyniki można obejrzeć
tutaj.